Zapraszamy do przeczytania relacji ze spotkania, które w zeszłym tygodniu odbyło się  w naszej gminie. Gościem w naszej Gminnej Bibliotece Publicznej, był  Marcin Mamoń -polski reżyser dokumentalista i dziennikarz, działacz opozycji antykomunistycznej. Studiował na Wydziale Operatorskim i Realizacji Telewizyjnej w PWSTiF w Łodzi (1997). Ukończył Dokumentalny Kurs Mistrzowski Andrzeja Fidyka (1997). Jest freelancerem - reżyserem niezależnym, autorem filmów dokumentalnych, producentem. Pracuje w krajach ogarniętych konfliktami zbrojnymi m.in. w Syrii, Iraku, Ukrainie, Czeczenii, na Kaukazie, w Afganistanie, Pakistanie, Somalii, Strefie Gazy, Kongo (DRC) itd. Należy do organizacji Reporters Without Borders oraz Frontline Freelance Register. Współpracował m.in. z TVN, TVP, BBC, Channel 4, VPRO (Holandia), WDR, The Intercept ( USA). Publikował m.in. w Rzeczpospolita, tygodnikach "Uważam Rze", "W sieci", "Do Rzeczy".  W 2005 aresztowany w Rosji - na Kaukazie. W 2013 był przetrzymywany w Egipcie. W 2015 porwany wraz z operatorem Tomaszem Głowackim na terenie Syrii przez Dżabhat an-Nusra (Syryjska al-Kaida). Mężczyźni zostali uwolnieni 25 grudnia 2015 r.

,,We wszystkie noce, a może dni – w mroku trudno odróżnić dzień od nocy – leżąc albo siedząc, zastanawiałem się, czy nas szukają. A jeśli nawet, czy mój rząd zapłaci okup. Jak długo będą negocjować. Pół roku? Więcej? Mniej?

Przepadliśmy nagle. Przeszliśmy granicę syryjską i nas porwano. Dokładnie w dniu urodzin mojego towarzysza podróży i przyjaciela – Tomasza Głowackiego, operatora kamery, fotografa.

W piwnicy, nie wiedząc, czy we śnie, czy na jawie, myślałem o żonie, o liście osób i kontaktów, którą jej zostawiłem na wypadek, gdybym zniknął. Jak to wszystko przetrwa? Co zrobi? Mogłem mówić do niej, ale tylko w myślach. Mówiłem: zrób to, potem to… Wysyłałem jej słowa w modlitwach i w ciszy, wtedy kiedy nikt się nami nie interesował, o nic nie pytał. W chwili spokoju, gdy nie bombardowali. W ciszy przed bitwą, którą z upływem czasu słychać było coraz bliżej, wyraźniej i głośniej (…)”.

Tak mogłaby się zaczynać lektura powieści sensacyjno-przygodowej i tak rozpoczyna się opowieść ,,Wojna Braci. Bojownicy, dzihadyści, kidnaperzy” (Wydawnictwo Literackie, 2017), z tą różnicą, że nie jest to fikcja lecz reportaż z pierwszej ręki. Pokuszę się o stwierdzenie – literackie pokłosie ponad dwudziestoletnich doświadczeń słynnego, polskiego korespondenta wojennego – Marcina Mamonia, pracującego w krajach ogarniętych konfliktami zbrojnymi, takich jak Syria, Irak, Ukraina, Czeczenia, Kaukaz, Afganistan, Pakistan, Somalia, Strefa Gazy czy Kongo. Relacja naocznego świadka, dodatkowo wzbogacona zdjęciami autora, to pozycja obowiązkowa dla wszystkich zainteresowanych sytuacją współczesnego świata.

Oprócz opisywanych przez dziennikarza wieloletnich kontaktów z tzw. braćmi bojownikami - z których wielu z nich było lub są nadalposzukiwani jako groźni terroryści - czytelnik znajdzie materiały o obozach szkoleniowych w Czeczenii oraz sporą dawkę emocji w opisach spotkań w niebezpiecznych dzielnicach Stambułu, nielegalnych przekroczeń granicy syryjskiej, ucieczkach pod ostrzałem kul czy czatowaniu przez Internet z dżihadystami.To przerażającei pasjonujące wspomnienia, z których najważniejszym epizodem jest porwanie Marcina Mamonia wraz z Tomaszem Głowackim na terenie Syrii przez Dżabhat an-Nusra, syryjski odłam Al-Kaidy w 2015 roku.

To był drugi pobyt reportera w Syrii od początku wojny (pierwszy w 2012 roku). Wyjątkowo przed tą podróżą na prośbę żony Małgosi spisał w pośpiechulistę kontaktów, osób do których mogłaby się zwrócić na wypadek, gdyby stracili ze sobą łączność. Przydała się, dziś jest tylko wspomnieniem tragicznych chwil. Marcin wyznał, że przed wyjazdem do Syrii udał się również do księdza: Chciałem wiedzieć, jak to jest w sytuacji zmiany wiary i przejścia na wiadomo jaką, w sytuacji zagrożenia. Chociaż to nie daje żadnej gwarancji.

Na pytanie, czy w obliczu tego rodzaju przeżyć i doświadczeń wojennych sypia spokojnie, potwierdza:

Tak. Śpię dobrze. Raz tylko miałemzły sen, poporwaniu, alegeneralnie wszystko jest Ok.Nie doświadczyłem czegoś podobnego, co przeżyli ludzie dręczeni latami w kazamatach, NKWD czy Gestapo, więc nie można tych doświadczeń porównywać zwojenną traumąnaszych dziadków czy rodziców.

W 2005 roku został aresztowany w Rosji, na Kaukazie, osiem lat później był przetrzymywany w Egipcie. Pytany o liczbę krajów, do których ma obecnie zakaz wjazdu i nawiązując do ,,egipskiego epizodu” odpowiada:

Ciężko jest to zweryfikować, ale może powinienem powiedzieć do ilu krajów nie tyle mam na 100 % co mogę mieć zakaz wjazdu, bo to wszystko nie jesttakie oczywiste. Np. w przypadku Federacji Rosyjskiej i hurtowo do całej Wspólnoty Niepodległych Państw (obszar postsowiecki z wyj. Ukrainy i Gruzji - zakaz wjazdu m.in. po nakręceniu filmu z Czeczenii -,,Chechnya. The Dirty War”)być może już tego zakazu nie mam. Może dostałem czasowy i mi się już skończyła kara.Jeszcze tego nie sprawdziłem. Kiedy sprawdzałem parę lat temu okazało się, że ten zakaz mam, ale właściwie trudno mi dojść do tego, na jak długo ten zakaz dostałem, bo myślę że jednak nie dożywotnio. Do kilku krajów mam zakaz np.do Turcji, mam kłopot z Egiptem, ponieważ tam miałem proces, wyszedłem za kaucją i uciekłem stamtąd, więc nie wiem czy ten proces zakończył się dla mnie dobrze czy źle. Oskarżono mnie o rażące złamanie prawa i groziło mi pięć czy siedem lat, już nie pamiętam. Aresztował mnie ludowy aktyw, czyli takie nasze ORMO, znane w PRL-u. Zwinęli mnie na ulicy, po godzinie policyjnej w czasie zamachu stanu przeprowadzonego przez armię w 2013 roku. Spacerowałem wtedy ulicami Aleksandrii , podobnie jak tłumy ludzi, którzy w ogóle się tym nie przejmowali. Byłem jednak w jakimś stopniu bardziej widoczny – razem z moim przyjacielem, notabene księdzem i jeszcze z muzułmaninem z Sudanu i miejscowym Koptem. Wyglądaliśmy więc dość egzotycznie. A że de facto w większych miastach Egiptu trwała wojna i turystów nie było, to nas trudno było nie zauważyć na ulicy, więc nas zwinęli i wsadzili do wiezienia. Taki był powód, chociaż później prokurator usiłował nam zarzucić – jak to ujął – chęć zniszczenia państwa egipskiego. To był poważny paragraf, który udało się oddalić, ale pozostał zarzut złamania godziny policyjnej.

Książkę rozpoczyna cytat ,,W miarę jak wojny przedłużają się, a ludziom zaczynają gnić dusze, dziennikarze stają się coraz mniej mile widziani. Z kogoś, kto pokazuje cię w telewizji dziewczynie i znajomym, zmieniasz się w niewygodnego świadka. (Arturo Pérez-Reverte Terytorium Komanczów), który uzasadnia pisarz:

Tak jest w istocie, Arturo Reverte napisał to bardzo dawno temu, już nie pamiętam daty wydania tej książki, ale to były doświadczenia, które on zbierał po wojnie w Bośni, czyli w latach 90’kiedy – moim zdaniem – aż tak źle jeszcze nie było. Jego słowa w motciezawierajągłęboką prawdę o świecie.. W istocie sam przekonałem się, że tak jest i rzeczywiście im dłużej trwa wojna, tym ludzie, którzy w niej uczestniczą czy w jakiś sposób ona ich dotyka, zmieniają się, degenerują Wielu z nich, z czasem ma coraz więcej krwi na rękach, a w wojnie którą prowadzą, piękne idee zastępuje chęć rabunku, zysku, a to nie jest dobre. Na początku jest walka o wolność, o lepszy świat,później wojna się zmienia, zaczyna być coraz bardziej okrutna, jest coraz mniej moralnych hamulców, którew czasach pokoju są na porządku dziennym. Znikają idee, zaczynają się zbrodnie.

Dziennikarz z uwagi na szereg kontaktów z ważnymi ludźmi, które mogłyby się okazać cenne dla służb państwowych, nie ujawnia ich prawdziwych tożsamości. Posługuje się pseudonimami lub w sposób oczywisty pomija pewne aspekty. Wyjaśnia czytelnikom zgromadzonym w Gminnej Bibliotece Publicznej w Lipowej:

Oczywiście, że są sprawy, rzeczy czy tajemnice, o których mówić nie chcę. Każdy człowiek nosi w sobie coś, czego nikomu nie powie. Pozostawi tylko dla siebie do końca swoich dni. W tej książce nie używam nawet prawdziwych pseudonimów moich bohaterów, bo miałem taką sytuację, że gdzieś użyłem pseudonimu kogoś, o kim pisałem artykuł– to wystarczyło by został rozpoznany i aresztowany. Służby tego kraju powiedziały mu wyraźnie, że za głośno jest o nim w mediach. To jest jedna sprawa. Druga sprawa, nawet w tej książce parę życiorysów nie tyle zmieniłem, co np. z jednego bohatera zrobiłem trzech. Jedną bogatą biografię wolałem podzielić, by odpowiednie służby nie zorientowały się, o kogo chodzi. Zresztą, oni jak będą chcieli to i tak się domyślą, ale po co im ułatwiać zadanie.

Kolaż postaci jakie przywołuje w książce Marcin Mamoń, jest zróżnicowany ze względu na miejsca i sytuacje, w jakiej znaleźli się pisarz i oni. Uwagę czytelnika przykuwa Temur Batiraszwili, chrześcijanin, ojciec trzech synów, którzy przyjęli islam, samotnie żyjący w nędzy w małej wiosce w wąwozie Pankisi w północno-wschodniej Gruzji. Kiedyś, jak głosiły rosyjskie media miał się tam ukrywać sam Osama Bin Laden, dzisiaj miejsce to słynie z rekrutacji bojowników Państwa Islamskiego i innych oddziałów dżihadystów walczących na Bliskim Wschodzie. To stąd setki młodych ochotników wyjechały do Syrii. Jednym z nich jest trzydziestoletni Tarhan – syn Temura (Umar asz-Sziszani), jeden z do niedawna najbardziej poszukiwanych dżihadystów na świecie, uznany w 2014 roku przez Departament Skarbu USA za ,,globalnego terrorystę”. Dla ojca wciąż jest synem, którego postępowanie tłumaczy i usprawiedliwia ojcowska miłość:

Tak właśnie jest w życiu każdego z nas. Wychowujemy dzieci, a często ich nie znany. Jeśli zrobią coś złego zawsze staniemy po ich stronie. Będziemy je tłumaczyć i usprawiedliwiać. Nie ważne, czy wtedy kiedy uciekną z lekcji, wypiją pierwsze piwo, czy tak jak syn Temura - Umar, staną na czele armii najbardziej okrutnych i barbarzyńskich bojowników, jakich widział świat w XXI wieku.

I też bywa tak, że gdy spuścimy z oka syna czy córkę, to mogą być nieobliczalne konsekwencje. Jeżeli nam się uda, to dzieci nasze przeżyją i wyjdą na ludzi, ale jeśli nie…To może się zdarzyć tak jak w tym przypadku. Dla mnie niezwykłe było to, że tam było chrześcijaństwo, matka była muzułmanką, a jak wiadomo matki mają większy wpływ na wychowanie dzieci, ale w końcu wygrali koledzy, a w Dolinie Pankieskiej zdecydowanie więcej młodych chłopców modli się do Allaha niż wierzy w Trójcę Świętą.Ojciec Temura, chrześcijanin rzadko bywał w domu Był bardzo zapracowany, musiał jak każdy mężczyzna na Kaukazie utrzymać rodzinę, a syn myślami był wtedy w sąsiedniej Czeczenii, gdzie od lat trwała wojna, a wielu jego kolegów z Pankisi walczyło na dżihadzie. Myślę, że w biografii tego przywódcy islamskiego było oczywiście znacznie więcej czynników, które spowodowały że wybrał taką drogę. Są one dość niejasne i wiele wskazuje na to, że Umar asz-Sziszani mógł być w jakiś sposób inspirowany przez służby gruzińskie, które z kolei mogły być w tamtym okresie naciskane przez Rosję lub Amerykę. Tego do końca nie wiemy. Jednego czego możemy być pewni że wszystko zaczyna się w rodzinie. Każdy ojciec będzie zawsze bronił syna czy córkę. Mówił, że jego dziecko jest niezdolne do zbrodni. Ja też bym swojego syna – odpukać, gdyby coś się stało – bronił do końca.

Autor w jednym z rozdziałów dotyczących Czeczenii, wskazuje na źródła i przyczyny wyjazdu ochotników do Syrii na tzw. dżihad, którzy w tym wielkim konflikcie szukają szansy na kontynuowaniewalki o wolność swego narodu. Liczą na nowy konflikt światowy – wielką wojnę. Dziennikarz przyznaje:

Mamy to szczęście, że żyjemy w pokoju, ale pamiętajmy, że nasi przodkowie w czasach zaborów i okupacji dokładnie o tym samym marzyli, czyli o wielkiej wojnie, która doprowadzi do wyzwolenia Polski i w końcu doszło do takiej wojny, prawie 100 lat temu odzyskaliśmy niepodległość. I o tym samym marzą Czeczeni. Doskonale wiedzą, żeodzyskają ojczyznędopiero kiedy rozsypie się Rosja, a to wydaje się, stanie się tylko jeśli dojdzie do wielkiej wojny. Czeczeni chcą by to się stało jak najszybciej, chcą temu pomóc i ja się im nie dziwię.

Z drugiej strony wolałbym nie wdawać się w przewidywanie przyszłości, bo przecież tego z nas nikt nie wie i wiedzieć nie będzie, ale przypomnę to co mówił kiedyś Józef Piłsudski, że zawsze jesteśmy przed wojną, a nigdy po. Kiedy przyglądamy się temu co się dzieje na świecie, można by się zastanawiać, czy rzeczywiście świat nie zmierza ku jakimś poważnym, decydującym o przyszłości świata rozstrzygnięciom, a bywa tak, że do tych rozstrzygnięć dochodzi niestety w wyniku wielkich kryzysów finansowych – już takich doświadczyliśmy ostatnio - i wojny. Rozumiem, że Czeczeni mogą ją widzieć wyraźniej, że są dzisiaj bliżej niej niż my.Ale na razie to wciążwalka Dawida z Goliatem. Walka ludzi, których jest niewielu, którzy nie mają wystarczającej broni albo pieniędzy na prowadzenie wojny, a opierają się tym, którzy szczególnie broni mają pod dostatkiem. A jeśli czegoś nie mają, to skrupułów by rebeliantów wyrzynać w pień, nawet przy użyciu najbardziej nieludzkich metod. Im ale i nam pozostaje wiara, że jednak dobro zwycięży, że Opatrzność przyniesie ocalenie

Autor miał okazję spotkać się z następcąSaddama Husajna –marszałkiem Izaatem al-Dourim Tak to wspomina:

Przypadek zupełny. Przypadek w tym sensie, że mnie nie uprzedzono że się z nim spotkam, nie spodziewałem się tego. Szukałem wtedy (2008 rok) kontaktów z partią Baas ( Partia Socjalistycznego Odrodzenia Arabskiego) w Iraku, która po inwazji Amerykanów na Irak w 2004 roku prowadziła walkę z okupantem (USA) i mnie chodziło o to, żeby się do nich dostać. Szukałem kontaktów w Damaszku, gdzie rządził wówczas Baszszar al-Asad, i tam poznałem poszukiwanego przez Amerykanów po inwazji na Irak Króla Trefl z ich słynnej talii kart. Douri był wtedy - można powiedzieć - Jokerem, bo nie było nikogo niższej rangi wśród ludzi poszukiwanych przez Amerykanów. Saddam Husajn już nie żył, a Douri przeciwnie, żył sobie spokojnie w Damaszku i spotkałsię ze mną na ulicy. Nie chciał udzielić wywiadu, nawet nie wiem czy popatrzył mi w oczy wskazując na niepozornego człowieka z którym przyszedł na spotkanie. ,,Ten człowiek będzie z tobą rozmawiał” - powiedział krótko i poszedł. Ciekawa historia. Ja nawet nie wiedziałem z kim mam do czynienia, dopiero jak on odszedł mój przyjaciel i przewodnik Irakijczyk, Kurt z pochodzenia, wyznał z wielkim przejęciem że to był Douri.

Nie sposób w kontekście książki i zbrodni wojennych pominąć kwestie śmierci, zwłaszcza gdy spotyka się na swej drodze kata. Pytanie, czy istnieje humanitarny sposób zabicia drugiego człowieka, dla Europejczyka jest pytaniem retorycznym:

Jaka śmierć jest humanitarna? Nie mówię, że to mi się podoba ale rozumiemtakie podejście do świata, w którym wszystko jest określone, każde zachowanie, postępek. Jak jest wina to jest kara. Problem polega na tym, że kary jakie oni stosują, są radykalne i dla nas barbarzyńskie. Ale tak jest, jeżeli jesteś winny to musisz ponieść karę, przekonują islamiści Ponieważ Allach dal nam taki a nie inny kodeks, my go realizujemy. To nie jest kwestia sympatii, antypatii. Ktoś ukradł, obcinamy rękę. Ktoś jest homoseksualistą, zrzucamy go z wysokiego budynku. Pamiętam też, że np. za uprawianie sodomii Talibowie w Afganistanie wprowadzili karę śmierci przez przewrócenie muru na skazańca. Problem polega właśnie na tym, że bardzo często Koran i Szariat, to Prawo Boże są dość swobodnie interpretowaneA możliwości zadawania cierpienia nieograniczone.

Nie obyło się bez pytań o sytuację kobiet i dzieci w świecie islamskim oraz o zamachowców samobójców:

Myślę, że kobiety w świecie Islamu wcale nie mają gorzej niż dziewczyny w w innych miejscach na świecie. Więcej, wiele kobiet z tamtego obszaru kulturowego twierdzi, że najbardziej nie szanuje się kobiet w świecie zachodnim. Oczywiście, Islam to męski świat. Będąc w Afganistanie kilkakrotnie, po dłuższym okresie zdarzało mi się zapominać o tym, że w ogóle istnieją kobiety. Kobiet nie było, jeszcze w Kabulu można je było spotkać, mówię o takich które widać, nie mam na myśli kobiety-duchy,szczelnie zakryte burkami. Tyle, że właśnie… Burki nie są wymysłem Islamu. Burki zostały wprowadzone pod koniec XIX wieku przez Afgańczyków tylko dlatego, że Brytyjscy kolonialiści w tamtym okresiezaczęli je czarować i nadmiernie się nimi interesować. Więc trzeba było się bronić i w pewnym momencie kobiety zaczęły nosić burki. O pewnych rzeczach nie decyduje tylko religia ale tradycje, które są różne w rodzinach beduińskich, rodzinach nomadów czy wśród Pasztunów, Persów, Tadżyków, Turkmenów, Ujgurów itd. Co do zamachowców samobójców, poznałem kiedyś takich, którzy zgłosili się na listę ochotników. Wśród nich byli też tacy, którzy podchodzili do zadania nie pierwszy raz.Opowiadano mi, że mają w Al-Kaidzie nawet takich, którzy siedmiokrotnie żegnali się z życiem, ale wychodzili cało z samobójczych zamachów. Okazuje się, że dokonanie zamachu samobójczego wcale nie jest prostym zadaniem, jeżeli chodzi o Syrię. Bywają takie sytuacje, że zamachowiec jedzie rozpędzoną ciężarówką w dane miejsce, przeciwnicy widzą go i uciekają w popłochu, on tymczasem wychodzi z samochodu, odpala co ma odpalić i odchodzi. Spada na koniec kolejki na liście ochotników samobójcówTo smutni goście. Decyzja, Nawet na świętym jak wierzą dżihadzie o rozstaniu się z doczesnym życiem nie jest taka łatwa, prosta i przyjemna.

Jednym z najważniejszych – w moim odczuciu – rozdziałów książki ,,Wojna Braci” to ,,Część IV. W niewoli. Syria 2015” dotycząca porwania Polaków. Jak Marcin Mamoń pisze w książce, do Syrii pojechał na zaproszenie braci Czeczenów, którzy nie odebrali go z granicy, umówionego miejsca odbioru. Po pewnym czasie, gdy wieści szybko się rozeszły i stopniowo powiększała się grupa ludzi szukająca porwanych, naprawili swój błąd. Niestety zginęli obaj od snajperskich kul. Dziennikarz opowiadał o przesłuchiwaniu przez ,,Czerwonego”, bardzo istotnym w całym tym sześciotygodniowym przetrzymywaniu:

To przesłuchanie było o tyle dla mnie ważne, bo najbardziej profesjonalne. Z każdego pytania wynikało następne, widać było w tym logikę. Miałem wrażenie, że oni rzeczywiście próbowali się dowiedzieć czyznamy człowieka o którym mówiliśmy, że zaprosił nas do Syrii . Pytali o rysopis, kolor włosów, a to dawało nadzieję, że coś jest na rzeczy, że musieli się z nim już spotkać. To nie było przesłuchanie na zasadzie czy jesteś szpiegiem, tylkoskąd znasz tych ludzi. Oczywiście nie ujawniliśmy celu podróży do Syrii, że szukamy porwanej niemieckiej dziennikarki, bo kto przecież się zajmuje takimi sprawami. Wiadomo - służby. Dla nas oskarżenie o szpiegostwo mogło oznaczać tylko jedno: wyrok śmierci.

W trakcie rozmowy pojawił się temat uchodźców. Problem ludzi uciekających z terytoriów ogarniętych wojnami budzi spore kontrowersje zarówno wśród przywódców państw jak i społeczeństw lokalnych.

Wolałbym żeby Polska była krajem takim jakim jest – jednorodnym etnicznie, bo w momencie kiedy tu przyjdą uchodźcy, to nasz kraj stanie się inny. Nie koniecznie lepszy. Mogą powstać getta, wzrośnie przestępczość, zaczną się konflikty ale z drugiej strony nie mamy wyboru, bo jesteśmy światem demokratycznym i jeżeli ktoś chce mieszkać w Polsce czy Szwecji, to ma prawo to zrobić. Jeżeli imigrant spełni kryteria związane z legalnym pobytem w naszym kraju, we Francji, Niemczech, Belgii itd. to ma prawo tu żyć. Możemy ich nie wpuszczać, ale co wtedy? Służby francuskie, włoskie mają bombardować łódki z imigrantami? To jest dylemat. Żyjemy w takiej cywilizacji, że to jest wykluczone. Jesteśmy wreszcie ludźmi wierzącymi, zwłaszcza w Polsce i jest mi zwyczajnie, po ludzku przykro kiedy widzę, że niechęć do uchodźców jest politycznie wykorzystywana do tego żeby zdobyć władzę czy ją utrzymać, że chodzi o politykę i słupki wyborcze. Nie mogę znieść tej hipokryzji. Jest jeszcze argument – pomagajmy im tam a nie tu – czyli pomagajmy milionom, które są w tej chwili w Turcji. Możemy im wybudować tam domy, ale Turcja przecież tego nie chce i ja to rozumiem. Turcja może ich karmić, uchodźcy będą jednak mieszkać w namiotach, a kto chce dziś z rodziną mieszkać w namiotach rok, dwa, trzy, pięć…I tak w nieskończoność? Ja nie chciałbym i zakładam, że ci ludzie również nie o takiej teraźniejszości i przyszłości marzą. Śmieszy mnie powiedzenie, że ,,młode byczki” tu przyjeżdżają, zamiast kobiet i dzieci.To nie jest oczywiście prawda. To prawda memów i zdjęć publikowanych w niechętnych imigrantom mediach czy w Internecie.Z drugiej strony, w świecie w którym rządzą mężczyźni, to oni muszą zadbać w pierwszej kolejności o swoje liczne zwykle rodziny Dlatego to oni idą pierwsi. Zresztą postulat, żeby jeśli już przyjmować to tylko kobiety i dzieci jest absurdalny. Przecież rodzina to także ojcowie i bracia. A rodzina powinna żyć razem.

Niestety niemamy wyjścia. Ludziom trzeba pomagać, bez względu na kolor skóry i wyznanie. Papież Benedykt, o którym mówiono, że jest wyjątkowo niechętny muzułmanom, albo raczej stanowczy wobec wyznawców Allaha napisał kiedyś: „Cudzoziemiec jest przedmiotem troski Boga i dlatego zasługuje na szacunek. Jego przyjęcie będzie brane pod uwagę na Sądzie Ostatecznym (por. Mt 25, 35 i 43).

Kiedy na nim staniemy w końcu, co odpowiemy Bogu? Że nie podaliśmy ręki cierpiącym bo broniliśmy chrześcijaństwa?

Ale powtarzam, wolałbym by Polska była krajem jednorodnym etnicznie. To będzie możliwe, jeśli Zachodni świat doprowadzi do zakończenia wojen na Bliskim Wschodzie, Kaukazie, wszędzie, jeśli rozwiążę problem nędzy, głodu w Afryce. Nie ma innego rozwiązania. Mury można budować, ale kiedyś ktoś je zburzy. I co się wtedy stanie?

 

Klaudia Wiercigroch-Woźniak